co podac?

poniedziałek, 22 marca 2010

rzuć wszystko i chodź się całować.

przedspacerowe powietrze zmieniło się w płynny kryształ. ja muszę wyjść i pomyśleć. wyjść i pomyśleć. więc znalazłam się w wannie. trochę klinika myśli, i dobrze tam uciec czasem z wódką w szklance i papierochem. z kumplem pod drzwiami, który przeżywa, że oto właśnie się morduję i czy może czegoś mi nie potrzeba (parasolki do drinka?).
leżę i ciepło, rozmąciłam płyn piżmo/jaśmin...zapach jak autoerotyzm i zamykam oczy bo perspektywa jakby nieszczególna-ot kilka patyków i skarpetki, zainstalowane pod sufitem przez system cholernych sznurków.
pierwszy raz w życiu odczuwam potrzebę skulenia się w płód i położenia bokiem w wannie. potrzebuję mamy. potrzebuję mamy jak jasna cholera, bo mi się sypie wszystko,a z nią się wstaje codziennie rano, jest coś na śniadanie, czysto jest i mam zajęcia po szkole, czytam dużo i okurwiam z samotności na przestrzeni mniejszej niż całe miasto.
boże mój, oszataniałam od tej wiosny, odczuwam obecność każdego kawałka mojego ciała, bo każdy ciągnie w inną stronę. umieram na ból głowy, nos zapycha mi się zapachami, i wiecznie chcę łazić, zanosić nos tam gdzie pachnie.
.... ciało jest moją świątynią. z bogiem, bez boga, mimo boga, albo z diabłem wręcz....moja ma kurewsko solidne mury i życzy sobie boskiej obecności, bo jej jedyna wierna nie dopisuje na wieczornych pacierzach, niewierny tomasz-nie zobaczy, nie dotknie, nie uwierzy.
kurwa jasna, wlokę za sobie te wszystkie gówna całą zimę, od dwóch lat wlokę...jak jamnik jaja. czekam na pakiet czegoś miłego.
na pakiet wszystkich miłych rzeczy. piwo, penis, papieros, telefon w nocy, lisztomania, przelew na konto, spacer, naleśniki z truskawkami. z niedoboru mam ochotę zatknąć sobie peta w gębę, najlepiej nie wyjmować. wypuszczać chmury dymu, bo są sexy. przyjemność przyjmuję przez nos i przez skórę, kaman! come on, rain down on me...from a great height...
jestem już na wylocie...dzisiaj myłam podłogę w kuchni. w moim mieszkaniu na górze, jeszcze trochę...
wchodzę w kwiecień na podciętej nodze, z brzuchem podciętym wchodzę. nażarłam się metafor, żeby być lżejsza od ciała a w wannie zasyfiałej po farbach leży pocięta padlina baudelaire'a i ja ją muszę znowu przetachać przez 200 kalorii...wiecznie coś za sobą wlokę.
patyki spod sufitu wpadły mi na łeb do wanny. źle oparłam głowę, musiałam się obudzić. spłynęła mi farba z włosów..najpierw czarna, potem fioletowa-kąpiel w coca-coli.
powinnam ćwiczyć całowanie.
powinnam ćwiczyć, zamiast... bo idzie kwiecień,a ludzie przecież się kwietniują. tak mi powiedzieli. ludzie się kwietniują, więc rzuć wszystko i chodź się całować.

6 komentarzy:

  1. podejrzewam, że mam ten sam dziwny przedstan czegoś miłego, co przecież nam się należy, a czekanie tak bardzo męczy. i tak samo, nie tylę mam ochotę, co nie wyjmuję kiepa z gęby, bo to taki fajny przyjaciel, który wiosną tak bardzo nie śmierdzi, bo faktycznie jest tyle zapachów żeby w nie wsadzać nos. i kwiaty powinny mi kiełkować z tyłka, albo chociaż we włosach i powinnam być lżejsza o całe ileś tam kilo żeby się unieść w powietrze jak balon, bez palenia środka zdelikatniającego...
    i chyba obowiązuję mnie ten sam pakiet miłych rzeczy, bo "lubię to".
    jużjestmiwszystkojedno, ale trzymaj się, bo to przecież kurwa, wiosna. będzie pion, będziem latać Izabelo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dr Jodynaauskas22 marca 2010 04:22

    Jestem!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dr Jodynaauskas22 marca 2010 04:43

    Punkt dla Pana Kurczaka. Ale on ma focha.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dawno nie czytałem tak cudownej notki. Ja wódeczki to nie lubię, musze odstawić, jak i piwo. Wszystko od siebie odstawię, żeby dostawić nowy rozmiar. Chcę wypaść z rozmiaru swojego, stać się innym. Najlepiej zerowym. W kwietniowe miłości przestałem dawno wierzyć. W Polsce już nie szukam.

    OdpowiedzUsuń

cokolwiek napiszesz, pomyśl o swojej matce. czy byłaby dumna?