co podac?

piątek, 17 grudnia 2010

moje alter ego na rok 2011.
wykreowane na kanwie ostatnich wydarzeń, dostosowane do potrzeb. tego sobie życzę.

wtorek, 14 grudnia 2010

kochany panie ergonomie,
naprawdę w dupie mam, co pana boli.

czwartek, 9 grudnia 2010

niedziela, 31 października 2010

1.

Zasadniczo odliczanie już się skończyło. O ile odliczałam dobrym kierunku.

" Nivea lekiem na całe zło najwidoczniej. posmaruj _________ i medsien i ułozy się tak jak chcesz. LOL"

"Wiec trzymam kciuki. i pamiętaj, że w każdym działaniu, szczególnie immoralnym, masz moje całkowite poparcie."

Dziękuję i jadę jeść mięso na święta.

piątek, 29 października 2010

3.

nasz kandydat niezwykle wierny jest swojej maksymie (i tym samym hasłu wyborczemu,które z pewnością ulegnie zmianie gdy staniemy się luksusową marką dla bogatych małoletnich zdzir z Upper East Side.)



wkrótce do kupienia niepowtarzalna torba skórzana z podobizną tego natchnionego młodzieńca.
bardzo droga, gdyż dochód z jej sprzedaży przekazany zostanie biednemu studentowi na poczet jedzenia, rachunku za telefon, nici do overlocka i bloku rysunkowego, gdzie będzie mógł naszkicować projekty swojej dyplomowej kolekcji.
(w celu zgromadzenia funduszy na realizację tych projektów będziemy sukcesywnie pozbywali się naszego dotychczasowego dorobku).
Nagroda specjalna z otchłani szafy powędruje w ręce tego, kto wymyśli jak ukrócić nasze cierpienia i szybciej zakończyć semestr ubioru specjalnego.

czwartek, 28 października 2010

4.

dzieło wspólne. operatorem czerwonego i fioletowego pisaka jest Maciej S.
jest medsien...

środa, 27 października 2010

5.

odkryłam planetę miłych ludzi i foldery naszych starych zdjęć.
zostało 5 dni i 20 złotych i 6 wpisów.
biegamy, jeździmy, kupujemy, zapierdalamy.
popłakałam się po postrzale Chuck'a Bass'a.

wtorek, 26 października 2010

6.

teraz lubię to,
teraz termometr po raz pierwszy nie wskazuje tuż po moim przebudzeniu, że jest 40 stopni i słońce w pizdu.
a teraz idę na egzamin.

sobota, 23 października 2010

przepraszam za moje skandaliczne zachowanie.

piątek, 22 października 2010



strasznie mnie denerwujesz.

piątek, 15 października 2010

październik nie jest z gumy.

PRL na pełnej kurwie jak dla mnie, chociaż jestem '89 i mam prawo się nie znać. Maciek się zna, oglądał "Dynastię" jak był mały, ale teraz przegląda foldery. Żyrandol jest nawet spoko, chcę taki! Zupełnie mi nie pasuje, ale jest stary. Pewnie byśmy go wydżetowali albo ..albo nie. W każdym razie wisi tu od początku, a my sterczymy zaledwie kwadrans wśród tych gigantycznych kwiatków i pani sekretarki. Zaraz oszaleje, bo mi ta cała radość serca wyparowała ostatnio i dochodzę do wniosku, że rektor może się jednak nie zgodzić. Chociaż, jak go googlowaliśmy, to na zdjęciach wyglądał sympatycznie. Co nie zmienia faktu, że może się nie zgodzić, a wtedy ja pierdyknę na zawał a po mnie pewnie rodzice. A przynajmniej się zdziwią.
- Czy on ich tam ćwiartuje i zjada?
- Co mówiłeś?
- Czy on ich tam ćwiartuje i zjada? Ileż można?
Nie mam pomysłu na dyplom, mam typ jeśli chodzi o promotora, ale pewnie nie będzie zainteresowana...a bez dobrego pomysłu to mnie na pewno wyśle do tej-tej, a ona nigdy nie wie co z czym, więc zrobię kupę-nie dyplom. To może z biżuterii zrobię wtedy, nawet lubię siedzieć przy tych palnikach...chociaż wolałabym nie.
Pani sekretarka łączy biel z czernią w brawurowy sposób, bo lycra jest i plastik i kamory z plaży i jakaś narzutka z obrusa i paznokcie ma fioletowe, co pięknie jej wieńczą trójkątne paluszki. Coś jest w tym kształcie palców, że takie wiedźmowate stwory je mają. I ona jeszcze nimi tak klepie po tym biurku bo czegoś szuka pod papierami, więc ja przepraszam, ale muszę się zaśmiać i jakoś tak robi się lżej.
Pójdę do piekła, tak mi się wydaje. Za sodomię, gomorię, lewactwo i mistera października. Mister października to dusza człowiek oczywiście, podobnie pewnie z jego medsien i za to właśnie pójdę do piekła- za medsien. I kursy korespondencyjne... Co nie zmienia faktu, że póki co przykro mi nie jest, nawet anielsko i łeb zasypany mam przez scenariusze. Bo inaczej nawet ciężko, tylko te maile przez pół świata...
-Jeżeli ktoś będzie dzwonił do pana rektora, proszę przełączyć go do mnie. Oczywiście połączę z panem rektorem, ale najpierw proszę do mnie, jasne, pani Bożenko?
Październik nie jest z gumy, ja wiem, mamo. Ma 31 dni a ja w fantastyczny sposób przerąbałam już 14, ale ja naprawdę nie mam teraz weny na szycie..mam natomiast na podbój świata i głupie rysunki...A przecież i tak padnę jak się rektor nie zgodzi.
-Czy szkoła dostała zaproszenia na fashionweek?
-Tak, oczywiście. Wczoraj cały taaaki plik dawałam pani Małgosi.
-Aha, czyli całkiem sporo ich było.
-No z dziesięć. I jednoosobowe, może jeszcze jakieś zostały.
Z całą pewnością, cholera... Zaczynam panikować, krew chyba cała spłynęła mi do dupy, bo wpadła po pas w ten fotel i za chwilę oszaleję.

Rektor wyraził zgodę na wszystko, co było potrzebne. Wychodząc z gabinetu wymyśliłam temat dyplomu. Poznałam nowe sąsiadki. Muszę wymyślić milion rzeczy, które w prosty sposób można zrobić na drutach i szydełku. Muszę się spiąć i zdążyć do końca października. Muszę schudnąć. Muszę zadzwonić w końcu do tej trenerki i się umówić na pakernię. Muszę przestać popalać. Muszę posegregować pliki na pulpicie. Muszę wysłać kilka maili. Musze kupić kopyto i pół metra cekinów. Muszę, muszę, muszę...Wenn sich die Menschen küssen, dann müssen, müssen, müssen sie ganz, ganz fein behutsam sein.
I przypomniał mi się spory kawał niemieckiej gramatyki i myślę po angielsku. I jak tu nie kochać cudzoziemców?

poniedziałek, 11 października 2010

niedziela, 10 października 2010

praca wre, czyli.

poniedziałek, 4 października 2010

emejzin.

jeśli powiem na głos, będziecie się śmiać?
chcę neonowe love na murze.
wszystko się kręci, kręci, kręci...
mówiłam ci już, odprowadziłeś mnie na złą planetę- normalnie tak nie ma.

niedziela, 3 października 2010

rabbits

ambitny plan podejścia do tego może być zarówno aktem miłości jak i desperacji.
prawda jest taka,że mam problemy z zasypianiem.

sobota, 25 września 2010

miłego dnia, panno zazanko.

poniedziałek, 20 września 2010

Macieju, masz piękną Barbarę.
Ikeo, masz wpierdol.

czwartek, 16 września 2010

Mam się sprężyć. Warunki idealne, wszystko nowe. Pół roku w miesiąc, kolejny rok w pół. Potem ucieknę na koniec świata, ale najpierw musze poskromić aktualne trendy i wykonać wykurwisty kombinezon. Koniec świata oglądam przez skype.

W „Kompleksie Portnoy’a”, kiedy matka zachorowała na raka, nie wypowiadało się słowa NOWOTWÓR. Wszyscy chwalili ją za NO, była na tyle dzielna, że zatrzymywała język na dwóch pierwszych literkach. Reszta była zbyt bolesna.

Chociaż słowo RAK zawiera zdecydowanie mniej liter, w moim domu też się ich nie wypowiada. GUZ, ma w płucu GUZA. GUZA, jakiego można sobie nabić na czole, a potem przyłożyć do niego mrożonkę.

Mam RAKA. Masz RAKA. Złośliwego. Mimo wycięcia górnego płata będą przerzuty. Czekaj kochana, bo będzie cdn.

poniedziałek, 6 września 2010

wrześnie

we wrześniu:
-trzy lata temu byłam opiekunką irlandzkiego bandu podczas ich trasy koncertowej.
-dwa lata temu miałam brazylijskiego kochanka i pracę w dużej międzynarodowej korporacji
-rok temu nasz film miał kinową premierę, po której poszliśmy na piwo z laureatem oscara oraz rozpoczynałam remont.

mam 21 lat, wczoraj kiedy weszłam do kuchni w piżamie mój tata krzyknął "jaki ładny bobas!"

piątek, 3 września 2010

niemiła pani ze sklepu z foliami dała mi próbnik folii, który okazał się być wspaniałym prezentem.


Maciej stworzył superbohatera. Charming Eduardo Dolores ma dopieszczony każdy centymetr kwadratowy swojego ciała i stał się moim misterem września.

mam dzisiaj imieniny. zabawnie mieć święto, które obchodzi tylko moja mama.

środa, 1 września 2010

bodysalad



poniedziałek, 30 sierpnia 2010

ego mi się rozrosło, nudzą mnie te wasze tępe gęby. robię dyplom i spierdalam.

Adolfina prawi, że mam zbyt wysokie wymagania co do gachów, wystarczy, że potrafią mówić.
...kiedy oni głównie z tym mają problemy.

wtorek, 24 sierpnia 2010

furkotka potargana.

No dupę to mi już zupełnie, jak u pawiana, na czerwono zesmażyło. Gorąco i szczypie, a wszystkie leżaki mają jakieś dziurki jebliwe, otworki, co mi się do nich dupa wlewa i ruszając się- umieram. Nie wpadł nikt na dostosowanie leżaka, do pośladków spieczonych na raka z debilnym białym trójkątem po środku, jako że przyzwoitość jednak nakazuje opalacze.

Przed oczami rosną mi dzieci sąsiadów, potem znajomi siostry. Przyszli chłopcy na basen. Jak to wszystko rośnie. Długie i chude bezwłose łydki, zmutowane głosy, picwąs-fu. Mają pokomunijne wypasione rowery, jeden sprzedaje konsole na allegro, inny licytuje kamerę- uuuh, pańcia lubi przedsiębiorczych. Starsi udają, że tańczą, więc wiją się w slipach przy rurze, ale to nie jest zbyt hot hot. W ogóle my w tym wieku..byliśmy mądrzejsi. U nas w tym wieku symbolem seksu był Kowalski. Więc ja im rysuję w głowie penitariaty. Fryzurki jak Ale-Alejanrdo, slipy, szeleczki, musztra, penisy, peniski, penitariat. Chłopcy z sąsiedztwa pokłócili się o dziewczynę...a w moim penitariacie geje (je! je! je!). Ciała swojego powszedniego dam nam dzisiaj.

Jeszcze mi na rowerze przyszło się wygnieść. Ja nie wiem, czy wina anatomii czy ergonomii. Firletka poszarpana, furkotka potargana. Zsuwając szorty po spieczonym zadzie, mam nieodparte wrażenie, że obieram się ze skóry. Trzymam kciuki, żeby się jednak mi nic nie stało, żeby strumień był prosty...

Zeszczaj się wreszcie, Kyrie elejson.

Stuletnia prababcia jest całkiem mięsna. Jak na swój wiek, nie jest pomarszczonym workiem na skurczonego już człowieka, tylko jest „w łapkę”. Zła jak cholera, naćpana lekami, szprycowana przez strzykawkę jak szynka. Nic tylko kroić w plasterki. Na parterze pizza, piżamy, salonik fryzjerski, bankomat, szatnia, zakład optyczny, fornetti, włoskie lody i kioski z farbą do włosów, na czwartym piętrze ortopedia z szynką, pod sufitem jej farmaceutyczne pohalunowe dyrdymały, w niebie banda wkurwionych aniołów z zębami wtopionymi w kanapki z szynką. Dam głowę, że mówią z pełną buzią i popijają piwem, skoro do nich takie babcie przychodzą.

Uprawiam w głowie kanibalizm i sodomię. I handel...

Biologiczno-społecznie część mojej krwi zawdzięczam prababci.

Karmicznie, ona ma mojej niecałe pół litra krwi wartej 8 chujowych czekolad, starego batona, żeton na kawę z automatu i złotego pierścionka z cyrkonią.

Dziś chyba ciut krwi mi zabrakło.

Ciała swojego powszedniego dałam dzisiaj.

wtorek, 17 sierpnia 2010


czwartek, 12 sierpnia 2010

wtorek, 10 sierpnia 2010


poniedziałek, 9 sierpnia 2010

derti majndz

u podstaw sztuki i popędu leży ta sama pobudka.
nuda.

i tego się będę dziś trzymała.

byliśmy na wakacjach.

można przejechać cały świat, ale jeśli nie wrzuci się zdjęć do sieci, to tak jakby cię nigdzie nie było.
możecie wierzyć lub nie, ale to jest starówka- miasto stołeczne.

a to jest selfportejt sprzed dworca centralnego.

tu na pierwszym planie widzimy kulturalnych młodych ludzi, którzy przybyli doznać sztuki.

tu w tle widzimy pałac kultury.
a to jest dowód- w warszawie tez jest miękka podłoga i ja sobie wypraszam!

niedziela, 1 sierpnia 2010

ja blondsza,
Maciek z gipsem.
wesołym krokiem wdepnęliśmy w sierpień.

piątek, 30 lipca 2010

jak poderwać chłopaka?

Porad oczywiście jest zawsze dużo. Rezultatów zero.
No to jedziem- zmierzch singlowania in practise.

Domowym sposobem

Naszło nas w środku nocy- mamy XXI wiek! internet! portale randkowe!
No to już, ja zakładam konto, jako, że Maciej nie singiel.
Opis typu: wiek(21), płeć(k), wzrost(181), kolory wszystkiego po kolei, wyznanie. No i że alkohol lubię....
Zasadzam zdjęcie, ładne, solo, bez palm, meblościanek i byłego z zamazaną twarzą. Musi przejść próbę moderatora.
Trzeba jeszcze opisać siebie i wymarzonego partnera. Profil jak malowany. Wyloguj, 4 rano-idę spać.

Koło godziny 13 zdjęcie zostało już zaakceptowane przez moderatora, licznik nabił mi około 70 odwiedzin i 2 wysłane "oczka" i jedno "dopasowanie"-30%.
Jeden pan nie ma zdjęcia, drugi pan jest niewiele młodszy od mojego taty, lubi skandynawię...ale powiedzmy sobie, no nie iskrzy :)

Po jakimś czasie Maciej bierze los w swoje ręce i sam zaczyna wysyłać panom "oczka". Słyszę tylko krzyki z salonu "a może być dres? bo wyskoczyło mi z dziesięciu."
Sprawdzam, kogo to Maciej wybrał i po kilku typach wygląda na to, że zmieniliśmy ustawienia na "jestem mężczyzną, szukam mężczyzny", ale nie. Oni po prostu tacy są.
Eeeeej, ten wygląda jak zboczony aniołek!
Ten jak dziecko Jonasza i Fetysza!
A ten się nazywa włochaty napletek..
A może być z brzydką ścianą? - O nie! tylko nie z brzydką ścianą!
Wysłaliśmy 12 oczek, w jednym tygodniu można sto, więc póki co nie szastamy.
Dostajemy oczka zwrotne, oczka od nowych gości, wiadomości. Oczywiście odpisać nie można- trzeba dołączyć do klubu i dokonać przelewu.
Kilkanaście złotych za miesiąc średniej jakości romansu-szybka kalkulacja i stwierdzam, że mój studencki budżet tego nie dźwignie.

Maciej
a ktoś ładny ?
22:53Ja
nie pisał
22:53Maciej
no a nie ma zdjęcia ?
22:53Ja
ma
22:53Maciej
no to ładny ?
22:55Maciej
chyba najlepszy z tych wszystkich dresów
22:55Ja
ma pozy jak przyjeb
22:55Maciej
no i wali konia do kamerki
na pewno
22:55Ja
hyhyhyh
22:55Maciej
ale najlepszy z dresów
i mieszkanko ma ...
malutkie
kasetony na suficie
o chuj

Pan z Łodzi, lat 24 podaje numer gg. Właśnie pałaszuję knapkę, więc przyda mi się towarzystwo i piszę.
Pan bardzo miły, otwarty, tratata. Ceni konkrety. Tak bardzo, że omija wszelkie pytania standardowe-grzecznościowe, żeby przejśc do sedna- opalasz się nago? przebierasz się w łóżku?
mój seks-moja sprawa.
oj, ale ja pytam tylko za co się przebierasz i czy to jest ze skóry!
zachęca do spotkania, jego zdaniem warto spróbować.
na kaniec rozmowy wytyka, że jestem arogancka i chamska i blokuje na gg.
jestem ładne-jak sam przyznał- zło wcielone.
a podobno lubi kobiety z temperamentem...

Jest pan holender, jest pan, który zamiast własnego zdjęcia ma Jared'a Leto na plaży- Jared'a bym brała, ale strach się bać, jak pan wygląda naprawdę.
Mam w skrzynce wiadomości:
hej myszeczko spotkanko? tel *********

Witam Waszą Zajebistość, prosze wybaczyć moją kiczowatość. Uległem Pani urokowi, bardziej niż Facebookowi Pytanie takie mam do wyjątkowej z pań, możemy wymienić kilka zdań?

Witam!Tak się składa że właśnie odwiedziłem Twój profil...nie będę ukrywał że jesteś bardzo atrakcyjną kobietą i masz w sobie coś bardzo interesującego.Co to jest...nie wiem ale nie pozwala mi oderwać wzroku od Twojego zdjęcia.Fajnie by było gdybys nie pozostała obojętna mojemu anonsowi!Na wszelki wypadek zawieruszę tutaj swój nr gg ******** Pozdrawiam i z góry dziękuję.
Wdzięk panów ani ich listów miłosnych jednak nie porusza za bardzo.

22:57Ja
dostalam nastepną widomosc
tym razem buźka
od kogos po 30
22:57Maciej
super
22:57Ja
bez zdjecia
22:57Maciej
może zaznacz że szukasz artysty między 20-30 rokiem życia
to powinien być ktoś kto cię inspiruje
i posuwa
do przodu :)

Po niecałej dobie posiadania profilu na portalu mam 346 odwiedzin, 11 wiadomości, 15 oczek, 6 dopasowań, z czego rekordowym wynikiem jest 60%.
Ksiązę z bajki się nie znalazł, ale nigdy nie zebrałam tak wielu komplementów krzątając się po domu w dresie między zlewem a słoikiem z ogórkami konserwowanymi.
Terminarz pozostaje pusty. Ostatni raz przed publikacją posta odświeżam stronę portalu- nabiło kilka kolejnych odwiedzin, nic poza tym.
Jutro wzdwajamy siły, jako że jest piątek i ludzie wylęgają na tańce.
Więc do zobaczenia!

poniedziałek, 26 lipca 2010

niedziela, 25 lipca 2010

poniedziałek, 12 lipca 2010

kalafior.

zamiast serca mam kalafior
z korzeniami po sam pępek.
wyjeżdżam do warszawy
i zdaje mi się,że jestem mądrzejsza w krótszych formach wypowiedzi.
odwiedziłam stary blog i tak stwierdzam.
wielkie otwarcie parasola w dupie.

poniedziałek, 5 lipca 2010

„Utchłam w Łodzi! W Łodzi utchłam! W wakacje inaczej jeżdżą, 3 minuty na późno i czekać dwie godziny musze, Wiesiek. W Łodzi utchłam. ”
Babo-żabo na litość boską, spałam słabo, książkę czytam, nie drzyj się do telefonu. Czekam na dworcu dwie godziny, bo jak zawsze zdążyłam dopiero na ósemkę, co skręca. Gdyby kurwa nie skręcała, to byłabym w domu. Za 55 minut...
Spałam słabo. Przez ostatnie dwa tygodnie substytutem relaksu było wysiedzenie papierosowej przerwy, na klatce z omajtkowioną jedynie dupą, zieloną cerą i kubkiem kawy.
Z braku snu czuję się jak kokainetka, spada libido, samoocena i wyrostek mi się musiał przemieścić na drugą stronę. Bo napierdala po lewo, a Maciek mówił, że to wyrostek, a on się zna, więc musiał skurwiel migrować z prawej na lewą i tam ma swoje zapalenie!
Czekam na dworcu, brzydcy ludzie łażą, brzydcy ludzie żrą, brzydcy ludzie nagle zatrzymują się za/przed moją ławką i sprawdzają rozkład. Na weekend uciekam od egzaminów, mam ich przed sobą jeszcze w trzy trąby, bo nie umiem dysponować czasem, kasą i energią. Toteż spałam słabo i boli mnie głowa.
W przedziale różowy potatuowany knedel z kolczykiem w jęzorze, który musi prezentować przeciągając kulką po wargach, co stanowi dla mnie obrzydliwość kompletną. Ma faceta, starszego, on ma na imię Jacek, ona jedzie przez Poznań a potem wyjeżdża do Anglii. Pociąg huczy i mam wrażenie, że zmysł słuchu mnie opuścił w tym dudnieniu i nawet moja rozmowa telefoniczna jest nierzeczywista. Pić mi się chce i na wyciągnięcie ręki stoi butelka wody. Z tym, że muszynianka, co smakuje jakby pani ekspedientka pracowicie odpluwała ją do butelki. No i mam szminkę, co zlezie. Nie piję. Za drzwiami, przodem do mnie siedzi facet z jakimś ładunkiem patologicznie seksualnym i wiem, że jestem kurewsko zmęczona, słuch mnie opuścił, Bóg mnie opuścił.
Jedna moja babcia ma nowego chłopaka,
Druga moja babcia ma w płucach raka.
Oj-dana-dana-hopsasa-hej!
Widzę światło i zasypiam z głową w torbie, ostatni głos rozsądku- Adka jedzie obok, obudzi mnie w Zduńskiej, cool!
W domu jem obiad, biorę tabletki i auto. Nie jeżdżę źle, tylko za rzadko i chaotycznie. Sprawia mi to dziwną przyjemność, jak popalanie, piwo między lekcjami w liceum czy coś związanego z seksem, ale jeszcze nie do końca wiem co. I jadę do szpitala, na oddział, którego nazwy moja babcia nie pamięta. Doznaję kilogramów tych wszystkich obwisłych piersi, siwych włosów na nogach, kaszlów szczytujących, pomarańczy w foliówkach, klejów do protez bądź ich braków-stąd dziąsła. Szeregi gołych dziąseł, zapadnięte wargi. Nie chcę wafli ryżowych, nie chcę stołka, nie dam babci buzi.
Po drodze cmentarz, bo babcia każe wstawić kwiatki. Plastikowe słoneczniki zabetonowane w buteleczce po śmietanie wpieprzyłam do betonowego wazonu. Krzyż, policz wolno do 10, krzyż –nikt się nie czepia, że poganin. Mogę z czystym sumieniem przekręcić kluczyk.
Mama naszykowała mi piżamę w zebry. Idealna do wieczornej jazdy rowerem-najpierw dookoła podwórka, pomiędzy psami, kotami, grządkami róż i bazylii, potem po lesie. I co się gapisz, pojebańcu, to moja dzielnia i tak se będę tu jeździć z tymi zebrami. Pod lasem stoi polonez z rozdygotaną stosunkowo zawartością. Dookoła zdechłe kondomy, butelki, śmieci i fotel.

Mam czasem wrażenie, że wszystko tu jest chore i półmartwe. W końcu wszystko dla mnie tutaj jest stare. Obowiązuje tajemniczy kult szpitali i kwiatków cmentarnych, „dawania buzi”, głupich zwrotów grzecznościowych, nie używania jaskrawej szminki. Przybieram tożsamość moich rodziców.
W Łodzi jestem egoistką, mam wszystko swoje.
Zjeżdżając do małomiasteczkowego gówna mam widok w przeszłość i schorowaną, przyszłość półmartwą.
„Utchłam w Łodzi! Utchłam w Łodzi!”

czwartek, 24 czerwca 2010




środa, 23 czerwca 2010

pan wiking

rzygam fotoszopem.

pan wiking zignorował ten post...przykro mi.

środa, 16 czerwca 2010

blender w serce

Mathias Madsen

inspiruję!
pozdrawiam,
ładna pizda z łodzi

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Blender w serce.

Litercki zwis atakuje mnie zazwyczaj w łóżku albo na klatce przy pecie. Tam, gdzie zaprowadziłam już względny ład i porządek głupio wysypywać strzęp myśli ze śmietnika głowy i segregować od początku. Zimno w dupę, raczej cicho, przestrzeń podsłuchowa.



Próbowałam dziś gotować, ale nie pomogło. Zupełnie nie jestem głodna.
Ruchy noża na piersi kurczaka...Agata podobno wymyśla kryminały przy zmywaniu. Czynność na tyle głupia, że potęguje chęć mordu.
Posegregowałam w szafkach wszystkie tarki, tasaki, miksery i noże.
Kryminały to damski gatunek, gdyż kobiety znużone naturalnym dawaniem życia hodują w sobie (naturalną) potrzebę jego odbierania, którą urzeczywistniają na łamach książki.
Piekę ci ciastka, spróbuj zgadnąć, co w myślach ci robię.

Przetoczyłam kilometry wzroku po podłodze. Raczej już dzisiaj nie zdobędę świata.
Raczej dziś cię nienawidzę. Walczę mopem w jedynej teraz słusznej sprawie.
Polewa pomarańczowa, cieciorka, słodkie chilli.
Ty mnie pieprzysz telefoniczną ciszą.
Blender w serce,
nic dzisiaj się nie stało. Bolą mnie ręce, boli mnie całe ciało.



czwartek, 10 czerwca 2010



środa, 9 czerwca 2010

Leżę na podłodze podłóg chyba, nade mną trzy muchy, obok nogi niemoje. Przez okna na poddaszu wpychają się tylko kule gorąca, toczą po mieszkaniu, więc lepię się i oddychać czym nie mam.

Miałam dziś czterogodzinną korektę kostiumu dla Lisy z "Małych zbrodni małżeńskich". Czy chcę, żeby bohaterka była w tej kreacji gotowa na dramat? Czy chcę, żeby chowała emocje w kieszeniach? Tysiąc rzeczy, jakie chcę zrobić Lisie, żeby była kobietą jaką ja bym była, gdybym przyprawiła męża o zanik pamięci.
Nażarłam się pomidorów, więc teraz leżę i skwierczę.
Zjadłbym coś innego. Bo ciągle jemy to samo. W ogóle ludzie jedzą ciągle to samo, takie pospolite smaki, a ja co innego bym chciał.

Szafki w kuchni wiszą czerwonymi rzędami. Jeszcze powiszą nieużywane. Panowie cały dzień montowali, ale ściany za krzywe, nierówno, wyciąć trzeba, cała praca na nic, żryjcie w salonie artysty. W salonie stoją trzy pomieszczenia plus pracownia i biuro...
No taka zupa, zupa to zupa. Każda niby inna,ale nadal zupa. No i zawsze już się taką jadło.

Powoli wszystko nabiera smaku i kształtu. Z życia zniknęła nam stara kanapa, przyszły włoskie kinkiety.
Codziennie ktoś przychodzi, stukają kubki, telerze. Codziennie dostajemy dużą porcję dobrego humoru, czasem wino,często jeansy, raz nawet caluśką ciemnię.
A taki kotlet..kotlet jest każdy inny. A wszystkie takie same, kotlet jak kotlet no, a ja coś innego bym zjadł.

Szkolne sprawy nabierają tempa. W dziekanacie chodzą słuchy, że zdolni jesteśmy. Że rzadko jesteśmy, ale jak już to zawsze popatrzeć jest na co i posłuchać czego. Przestałam mieć palpitacje na myśl o szkole i nie umieram z histerii o poranku. Do lata, do przodu.
No a takie lody z bitą śmietaną, też takie same zawsze, a ja bym zjadł sobie. Takie lody z bitą śmietaną i truskawkami.

A ja sobie leżę i skwierczę. Szczęśliwa jestem z wami. Za zdjęcia, melony.
Za dupy z elle, za telefony i w rękę całowania.
Przez dwa tygodnie jeszcze będę trupiozielona i niechętnie będę wychodzić, ale nabieram tempa. Bo przecież już teraz wszystko nabiera.
Ja też, nabrałam ochoty na bitą śmietanę i truskawki.



niedziela, 6 czerwca 2010


w miejscu, gdzie oddajemy klisze panuje światło o temperaturze barwowej ~6500K - pozwala to na odpowiednią ocenę tego co z maszyny wychodzi.
chemia bez zastrzeżeń. papier też ok - tylko brak bieżącego oprofilowania.
szybka realizacja.
bardzo przyjemna obsługa.
a przy wejściu mam nieustanną ochotę ustawienia teleportera wprost do mojego pokoju...


wtorek, 1 czerwca 2010



wykształcił mi się odruch taki a taki,
że jak roboty jest zatrzęsienie i sami nie wiemy w co ręce włożyć,
to ja je wsadzam w rękawice do sprzątania i cały dzień zasuwam.
więc dzisiaj jest czysto, dziś jest dzień bułki
i taki oto prezent od Maćka dostałam.
dziękuję bardzo.

piątek, 28 maja 2010

szyjka Sofii szumi w rytmie moich oddechów. klimat sprzyja, wystarczy objąć ustami i przechylić.
w imię ojca i syna,
wchodź!
wpłyń!
cudownie. ciepło.

RZUĆ WSZYSTKO I IDŹ PIĆ ZDZIRO
a będziesz się całować.




bo ty niepewna siebie jesteś, dajesz sobie wchodzić w zdanie. masz wyidealizowane pojęcie o miłości i jakieś naiwne. w ogóle umiesz manipulować ludźmi? to oni tobą manipulują! i ten aktorzyna! ty myślisz, że co on? że jak siedzisz zauroczona taka, to on wie, że cię złamie i ma w ogóle styl na deląga i palant jest. i olewał cię tam, przyszedł i poszedł a ty z całym sercem na wierzchu. i ten uśmieszek, jak było o jego brzuchu...takim się nie ufa, grać trzeba, bo ludzie grają. a ty naiwna jesteś. i zawsze się bierzesz za takie pizdy, niemrawe gołodupce. jak robisz oczy maślane to to zawsze wykorzysta i spierodli, bo pewności siebie nie masz, gęby gombrowiczowskiej nie masz. ale się nie martw bo ładna jesteś, i wysoka. i włosy masz ładne i buzię.
-wiem, dziękuję.

Pójdźmy zapalić. Przy szlugu łatwiej się całować zawsze, bo prostszy trasfer-zwłaszcza jak pet jeden. usta-dłoń-dłoń-usta-dłoń-dłoń-usta, pecik się kończy, gaśnie światło na klatce, łyk piwa i dłonie wychodzą z obiegu. Guilty pleasure. Kolejny raz,(może kiedyś nie trzeba będzie pić,żeby wyczekać aż do! w myślach trzeźwych,codziennych całuję cię w końcu miliony razy) czemu to zrobiłeś? yyy, bo było miło.

Heterycy to koszmare pizdy. Termin spotkania to zawsze "kiedyś", magiczne "kiedyś" oczywiście nigdy nie nadchodzi bo ileż kurwa cierpliwości mieć trzeba, żeby czekać na piwo? Skoro mówisz, że ciągle pijesz TAM, i że to fajne miejsce, to dla mnie jednoznaczy komunikat, że zachęcasz mnie, żebym wpadła, więc nie mów "kiedyś", tylko podaj dane -jutro o 20! Don't leave me high, don't leave me dry!
O komunikacji innego rodzaju nie wspominam. W klubach podchodzą tylko nawaleni kretyni, niesłusznie trwający w przekonaniu, że wymiatają na parkiecie, albo cudzoziemcy. Cudzoziemcom zdarza się też dzwonić następnego dnia, proponować drinki i traktować mnie jak fajną laskę. Polacy następnego dnia dzwonią jedynie, jeśli przyjechali z daleka, dają znać, że dojechali i że było miło. Reszta to cymbały, którym najwyraźniej odbiera mowę, gdy nie mają wystarczającego stężenia alkoholu we krwi.
Ach, i czy też wszyscy mają wrażenie, że jeśli moja "sympatia" coś odjebała na imprezie to "była nietrzeźwa", a każde moje przewinienie to grzech śmiertelny, niewybaczalny i nie dzwoń do mnie zdziro?

W liceum miałam straszne kompleksy, bo wydawało mi się, że każda paszteciora ma kogoś do złapania za rękę, kto pomoże jej przemaszerować dumnie przez miasto, podczas gdy ja mogę w trzech językach pogadać jedynie z zeszytem od maty, więc jak bardzo muszę być na dnie? Potem się okazało, że są ludzie z innych części świata, którzy zachowują się wobec mnie jak faceci z filmów, więc tkwię w przekonaniu, że spontaniczna reakcja czy znajomość romantyczna nie istnieje w języku polskim.
Reakcje na ulicy w kierunku mojej osoby w Łodzi oczywiście się pojawiają. Ze strony kobiet. Że świetnie wyglądam-cywilnie czy prezentując swoje kreacje. Są też tacy, co krzyczą "ty dziwko", ale myślę, że nie mają na myśli niczego, co może się skończyć kolacją przy świecach,prawda? Faceci wychodzą z przekonania, że zaczepianie obcych dziewczyn jest oznaką złego wychowania. A nie jest oznaką, że zauważyłeś w niej coś fajnego i albo zrobisz z siebie pajaca i nic nie wyjdzie-podobnie jak w przypadku zwykłego minięcia, albo wykorzystasz szansę? Nawiasem, pytanie o znak zodiaku świetnie działa :)
Myślę, że te życzliwe babki mają ten sam problem. Jeśli spotkam w niebie Disney'a, skrzyknę bandę i mu nakopiemy, bo zdecydowanie winny jest naszym wysokim oczekiwaniom wobec mężczyzn!

Nauczyłam się, że wspólne patrzenie w jedno okno w a nie doprowadzi do happy endu. Nauczyłam się, że nie wszyscy wiedzą, że moje życie (zwłaszcza na spacerach) ma soundtrack i że państwo śpiewają różne sprośności, kiedy mijam ciacha i że to nie załatwia sprawy, bo w sumie dobrze, żebym sama czasem otworzyla gębę. Nauczyłam się też prowokować, pytać, mówić, dzwonić.
Nauczyłam się, że są ludzie, którzy nie dają mi odczuć, że jestem zarośniętą starą panną, zapleśniałą nieudacznicą, że budują poczucie mojej wartości.
Nauczylam się modelu relacji, w którym się nie zataja. Nie rozlicza zdrady jak idiotycznej waluty- dla mnie seks, a ty przeholujesz z pocałunkiem,dwa razy z ta samą osobą jest jak jeden-chyba że ty to robisz to się mnoży.
Nauczyłam się dobierać rzeczy, które mi pasują i przewiduję z góry, co nie zagra.
Świadomość relacji kiełkuje mi w gejowskim love-landzie i ja też tak chcę, bo wiem, jak można.
Przeczytałam gdzieś prowokujące zdanie- ludziom, którzy cię wkurwiają należy kazać wypierdalać, chyba że proponują ci nieziemski seks albo przelew na 100 tysięcy.
Wychodzę więc z założenia, że stać mnie na perfekcję, którą wykreowałam w głowie i nie będę zapychać czasu kimś, kto mnie nie interesuje.

Jeden z moich cudownych proroków wieszczył, że ludzie, co się nie kwietniowali będa się jeszcze majować. Ludzie w maju dzwonili, pisali, wychodzili na spacer, z majowania nic i mają dość. Zepnij więc dupę, mój drogi, bo coś niepewny siebie jesteś. Ale nie martw się, wysoki jesteś i ładny, i włosy masz ładne i buzię....

piątek, 21 maja 2010

czwartek, 20 maja 2010