co podac?

piątek, 30 września 2011

"Miłość porównałbym do wymiotowania, nie jakiegoś pijackiego rzygania na bruk tylko wymiotowania, a dokładniej do odruchu wymiotnego. Odruch wymiotny to piękna, naturalna, niekontrolowana reakcja organizmu. Podobnie jest z miłością, też tego nie kontrolujemy. Niby mamy ochotę zwymiotować motylkami z brzucha, a z drugiej strony się powstrzymujemy. Ona się porzygała. Porzygała przy pierwszym odruchu, nie czekała na kolejne, nie walczyła, wsadziła dwa palce w gardło i zarzygała sobie buty, potem nogawki, a potem zaczęła się w tym taplać. On niestety puścił tylko małego wyrafinowanego hafta."
Za każdym razem, gdy nawiązuję z kimś znajomość, gdzie ma być mowa o miłości- rzygam, ponoć bez cienia zażenowania, zdarza się, że elegancko.


Dwa wytłumione wdechy. Wyyyydech. Już po wszystkim. Otwieram oczy, nade mną kawałek skośnego białego sufitu. Pode mną tysiąc sprężyn i trzy piętra. Obok nikt. Luksus samotności. Żadnych łysiejących, spoconych, lepkich otaczających mnie członków oczekujących jakiegoś westchnięcia z zachwytu, orgazmów odegranych oskarowo i wyjebania obrzydłej zdechłej gumy. Tylko ja ja ja, panna chuj-mruk-samolub.

Nic nie iskrzy. Rzucić wszystko i iść się miętolić można jesienią, zimą i wiosną, a latem to chyba tylko wapory i bezradność. W wyobraźni kręcę dużo filmów w chujowych plenerach, głównie z kimś, kto mnie wcale nie kręci. Raczej żaden mi powód, żeby ściągać spodnie. Tak samo jak pieprzyć, chce mi się ćwiartować bo jestem wściekła i id mi się zerwało z łańcucha. Po wódce chce się głównie rzygać i wszystkie życie jest intensywne jak smak bebecha, z którego ktoś wydarł całą kiełbasę. Myślę, że teraz jestem obserwatorem, któremu świat pozwala lekko podpleśnieć w rogu pokoju. Tak sobie przycupłam i łypię oczami. Na te same rzeczy, których sie boję od miesięcy. Na ten sam telefon, którego boję się wykonać. Na te same myśli, których się boję opisać. Na fale nowych twarzy, do których boję się odezwać. Zarastam sobie i blaknę w swoich nerwicach. W domach z depresją cieszyć też się nie wypada.

Zadzwonili do mnie, że jak zacznę płacić osiemnaście złotych miesięcznie, to po mojej śmierci, zaopiekowaliby się kotem.
Zadzwonił do mnie po kilku miesiącach powiedzieć, że jego pannę piecze picza.
Panie, daj mi sił, żebym nie pociągnęła za spust. Żeby kot nie został sam.

środa, 14 września 2011

Postanowiłam podsycić własną próżność i wzbogacić się o ładne zdjęcia. Jeśli ktoś zechciałby do tego palec przyłożyć, to proszę o soczyste lajki tutaj.
Dziękuję pozdrawiam i obiecuje poprawę.

wtorek, 6 września 2011

Myśl – wytwór pracy umysłu.

Mam napisać, co o tym myślę. Że myślę, to ok, ale nie myślę na kilkadziesiąt stron. Zazwyczaj myślę, że tu się zgodzę, że potrzebne jest nam takie nowe do domu i że zaraz zadzwonię w tej sprawie do rodziców. A nawet jak myślę bardziej i dłużej, to w to wpleciona jest jakaś polemika, przykłady, konkretny przypadek, koniec i początek, kilka stron w sporze. Temat się aktualizuje co trochę, zmienia, zmieniają się perspektywy, jest akcja, intelektualny ping-pong. A tutaj tak martwo- masz temat i pisz, co myślisz. Sama sobie taki temat wybrałam, że sądzić o nim sobie mogę dużo, ale tyle mojego co sobie posądzę na przestrzeni tych stron kilkudziesięciu, potem o tym posądzi polonista, potem promotor, recenzent, pewnie pani z biblioteki i po tych moich godzinach martwego sądzenia solo do papieru, będę musiała się jeszcze usprawiedliwiać, dlaczego jak w końcu ktoś dał mi posądzić, to sądzę sobie po swojemu, a nie tak jak trzeba.

Bo faktem jest, że nas się nikt nigdy nie pyta o zdanie. Najpierw się sądzi, że „tak mamo”, potem się sądzi tak jak sądzi ktoś, kto układał wszystkie testy w szkole, potem jak ma się ułańską fantazję, to można sobie posądzić przy licencjacie na przykład, ale wtedy już się nie wie, jak właściwie sądzić trzeba, bo i tak się sądzi na ocenę, więc groźba grozi.

Tak myślę, że jednak muszą być ludzie, co sądzą tak sobie po prostu, więc z własnego podwórka rzuciłam –artyści! Że oni tak widzą, obserwują i sądzą, potem robią swoje, żeby pokazać, co sądzą. I niby wszystko spoko, bo jeden powie bardziej sru-szczerze, inny w woalach, ale trend jest taki, żeby wiedzieć „co artysta miał na myśli”. A o tym najczęściej artysta już nie mówi, tylko to mówi jakiś wspaniały pan krytyk-znawca, przez dzieła których przekopuje się ostatnio tonami, a jak ten powie, co myślał kto inny, to nie ma zmiłuj. Bo temu się zazwyczaj zdania rozrastają od tych swoich napuszonych pierdów i metafor, z których esencja pod wyciśnięciu jest bardzo bez smaku.

No i tak szukam, bo może jest jednak ktoś, kto coś sądzi naprawdę? No ale tak sądzę, że jednak wszelkie sądy, to są jednak trochę cenzurowane, nawet jeśli niby autorskie. Wygładzone, pod publiczkę, bo ciężko jest sądzić tak, żeby nikt się nie obraził i nie naskarżył i w tym sądzie być w 100% autentic. W ogóle to są trendy na sądy, myślowy konformizm. Każdy się cieszy, że coś sądzi, a że sądzi jak wszyscy, to wszyscy są zgodni.

Są tez tacy, co nie sądzą. I za nich sądzą inni. I jak ci co nie sądzą, czasem jednak posądzą, to ci inni im odradzają, bo po co coś sądzić, jak się nie ma wprawy i lepiej dać sądzić , temu co sądzi lepiej?

Najłatwiej się sądzi zza klawiatury. Wtedy się sądzi bez trzymanki i na każdy temat. I sądzi się wszystko bez wyjątku. Ale jak trzeba gębą poręczyć za sądy, to już się mniej sądzi, prawie wcale i bardzo grzecznie.

I tu mam taką smutną refleksję, że tutaj już mało osób sądzi i myśli. Że jakiś system nam tu torturuje myślicieli i zakratowuje przestrzeń myślową. Że jak się tak kogoś zapyta, co myśli, to wkracza się w przestrzeń bardzo intymną. A gdyby ją tak poluzować trochę? Myślenie to piękna rzecz. Jak tak pomyśleć, to ogólnie dostępna, bez limitów i od zawsze za darmo, hmmmm....

poniedziałek, 5 września 2011

"galeria wstydliwych gestów"

Pojęcia nie mam, czemu nie wrzeszczę. Znaczy mam, bo to jest ten dualizm. Człowiek musi dać emocjom upust, przed czy po, głośno czy po cichu, ale musi. Ja też muszę, tylko sobie wkręcam, że jest dobrze, że nie jestem zła, że sobie dam radę, że taki był wybór, mądry, że akceptuję, że taka kolej rzeczy, że woda na młyn i sansara. A po cholerę to wszystko? No przecież, żeby nie wyjść na wariatkę, histeryczkę, mięczaka, żeby tu przed wszystkimi nie ryczeć. Żeby się nie śmiali, nie traktowali z pobłażaniem, nie dawali rad, co to je o dupę potłuc, żeby nie wyjść na laleczkę z poradnika dla nastolatków.

Ostatnio ciągle myślę o histerii. Że to jest teatr, monodram w protojęzyku, body language po bandzie, i kocham cię i zabiję, z miłości w pierwszy raz w życiu pokroję w równą kosteczkę i rzucę psom na pożarcie, tylko mnie nie zostawiaj. Bo taki jest chyba temat tej sztuki – ja tu taka samiutka teraz będę, jak już cię zjem, fiucie. I ryk, i wygięcie i biust falujący pod zadyszką i zaniki mowy i czucia i ręce mierzwią powietrze. To podobno bardzo erotyczny spektakl jest, ta histeria, jak się wytrze smarki. Psychiatrzy kochają histeryczki, oni się wzajemnie uwodzą, bo jak nie -panna chora psychicznie i koniec.

W ogóle w tym całym cyrku chodzi o to, że komuś zależy, że z przywiązania ta historia. I że ona jest krucha i bezradna, ta biedulka, i że ma globus i niedługo umrze. A taka ja? Pięści zaciśnie, ale w kieszeniach, zamiast nawet zgodnie z prośbami w pysk dać dla ulgi. Potem je zaniesie do domu i pogryzie do krwi, ale to inna histo(e?)ria. W międzyczasie „spokojnie, więc zrobię to za ciebie, ale ja już mam plan, teraz będę żoną wszystkich po kolei i będe robić wszystkie fantastyczne rzeczy, albo zrobię co innego, o mnie się nie martw, i will survive.” A jak taka jestem twarda i z uśmiechem psychopaty się żegnam, no to widać, że sobie radę dam i nie ma tu co biadolić. Ludzie dorośli, cywilizowani, zgodni –jak widać, aż nadto, nie mamy urazy. Urazy nie ma, ulgi też nie bardzo.

Mogłabym zastosować jakąś serialową terapię, ale po co? Ja się nie gniewam, tylko tak cholernie mi smutno i pusto. Jak wydrylowany kabaczek, a ja nawet nie lubię kabaczka. I tak myślę, że skoro początku nie mam prawa pamiętać, to może ten koniec powinien być z fajerwerkami? Przytupem? A nie tak cywilizowanie- nieludzko?