co podac?

wtorek, 6 września 2011

Myśl – wytwór pracy umysłu.

Mam napisać, co o tym myślę. Że myślę, to ok, ale nie myślę na kilkadziesiąt stron. Zazwyczaj myślę, że tu się zgodzę, że potrzebne jest nam takie nowe do domu i że zaraz zadzwonię w tej sprawie do rodziców. A nawet jak myślę bardziej i dłużej, to w to wpleciona jest jakaś polemika, przykłady, konkretny przypadek, koniec i początek, kilka stron w sporze. Temat się aktualizuje co trochę, zmienia, zmieniają się perspektywy, jest akcja, intelektualny ping-pong. A tutaj tak martwo- masz temat i pisz, co myślisz. Sama sobie taki temat wybrałam, że sądzić o nim sobie mogę dużo, ale tyle mojego co sobie posądzę na przestrzeni tych stron kilkudziesięciu, potem o tym posądzi polonista, potem promotor, recenzent, pewnie pani z biblioteki i po tych moich godzinach martwego sądzenia solo do papieru, będę musiała się jeszcze usprawiedliwiać, dlaczego jak w końcu ktoś dał mi posądzić, to sądzę sobie po swojemu, a nie tak jak trzeba.

Bo faktem jest, że nas się nikt nigdy nie pyta o zdanie. Najpierw się sądzi, że „tak mamo”, potem się sądzi tak jak sądzi ktoś, kto układał wszystkie testy w szkole, potem jak ma się ułańską fantazję, to można sobie posądzić przy licencjacie na przykład, ale wtedy już się nie wie, jak właściwie sądzić trzeba, bo i tak się sądzi na ocenę, więc groźba grozi.

Tak myślę, że jednak muszą być ludzie, co sądzą tak sobie po prostu, więc z własnego podwórka rzuciłam –artyści! Że oni tak widzą, obserwują i sądzą, potem robią swoje, żeby pokazać, co sądzą. I niby wszystko spoko, bo jeden powie bardziej sru-szczerze, inny w woalach, ale trend jest taki, żeby wiedzieć „co artysta miał na myśli”. A o tym najczęściej artysta już nie mówi, tylko to mówi jakiś wspaniały pan krytyk-znawca, przez dzieła których przekopuje się ostatnio tonami, a jak ten powie, co myślał kto inny, to nie ma zmiłuj. Bo temu się zazwyczaj zdania rozrastają od tych swoich napuszonych pierdów i metafor, z których esencja pod wyciśnięciu jest bardzo bez smaku.

No i tak szukam, bo może jest jednak ktoś, kto coś sądzi naprawdę? No ale tak sądzę, że jednak wszelkie sądy, to są jednak trochę cenzurowane, nawet jeśli niby autorskie. Wygładzone, pod publiczkę, bo ciężko jest sądzić tak, żeby nikt się nie obraził i nie naskarżył i w tym sądzie być w 100% autentic. W ogóle to są trendy na sądy, myślowy konformizm. Każdy się cieszy, że coś sądzi, a że sądzi jak wszyscy, to wszyscy są zgodni.

Są tez tacy, co nie sądzą. I za nich sądzą inni. I jak ci co nie sądzą, czasem jednak posądzą, to ci inni im odradzają, bo po co coś sądzić, jak się nie ma wprawy i lepiej dać sądzić , temu co sądzi lepiej?

Najłatwiej się sądzi zza klawiatury. Wtedy się sądzi bez trzymanki i na każdy temat. I sądzi się wszystko bez wyjątku. Ale jak trzeba gębą poręczyć za sądy, to już się mniej sądzi, prawie wcale i bardzo grzecznie.

I tu mam taką smutną refleksję, że tutaj już mało osób sądzi i myśli. Że jakiś system nam tu torturuje myślicieli i zakratowuje przestrzeń myślową. Że jak się tak kogoś zapyta, co myśli, to wkracza się w przestrzeń bardzo intymną. A gdyby ją tak poluzować trochę? Myślenie to piękna rzecz. Jak tak pomyśleć, to ogólnie dostępna, bez limitów i od zawsze za darmo, hmmmm....

1 komentarz:

  1. Ja tak sobie sądzę ciągle i wychodzę na tym jak sędzia Kalosz na gównie.

    OdpowiedzUsuń

cokolwiek napiszesz, pomyśl o swojej matce. czy byłaby dumna?